Ultralekka awionetka z dwoma osobami na pokładzie runęła na pole zaraz po starcie z lotniska Aeroklubu Słupskiego. Samolot przełamał się na pół. Pilot i pasażerka mogą mówić o wielkim szczęściu. W maju, w Koszalinie w wypadku podobnej awionetki, zginęło dwóch doświadczonych lotników.
Prywatna dwuosobowa awionetka typu "3xtrim" z Lublina, wystartowała z lotniska w podsłupskiej Krępie w sobotę popołudniu. Nie zdążyła wzbić się wysoko, kiedy spadła na pobliskie pole. - Prawdopodobnie tuż po starcie, podczas wznoszenia się, awionetka "dostała" bocznego wiatru - relacjonuje asp. sztabowy Robert Klonowski ze słupskiej straży pożarnej, który dowodził akcją ratowniczą. - Pilot utracił panowanie nad maszyną i próbował lądować awaryjnie na pobliskim polu. Podczas upadku samolot przełamał się na pół. Odpadło śmigło, roztrzaskały się skrzydła. Strażacy musieli zneutralizować wyciek paliwa.
Pilot - 45-letni Bartosz G. z Lublina, właściciel awionetki i jego pasażerka 40-letnia Renata K.-S. wyszli z wraku maszyny o własnych siłach. Byli w szoku, ale ich obrażenia nie wyglądały na poważne. Dopiero w szpitalu okazało się, że kobieta ma złamany krąg lędźwiowy. - Najważniejsze, że ci ludzie żyją - mówi Ireneusz Bijata, prezes Aeroklubu Słupskiego, który chwilę po upadku samolotu zjawił się na miejscu. - Co było powodem wypadku? To ustali specjalna komisja do badania wypadków lotniczych. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że przyczyną katastrowy był błąd pilota. Mógł on nie poradzić sobie z maszyną przy silnym wietrze, jaki wiał w sobotę.
To drugi wypadek awionetki w regionie w tym roku. Pod koniec maja cessna 150 runęła na budynek pustej hurtowni w Koszalinie. Pilot i pasażer zginęli na miejscu.