Kategoria: Aktualności

Kucharz pozywa armię

Rozmiar tekstu: A A A

Żołnierze w kucharskich kitlach nie wyjeżdżają na poligon, ale przygotowanie posiłków dla całej jednostki to olbrzymia praca.

Straciłem zdrowie w wojsku - twierdzi Dariusz Loewe-Kiedrowski, który prawie od roku żyje z rozrusznikiem serca. Od 7. Brygady Obrony Wybrzeża w Słupsku żąda 80 tysięcy złotych odszkodowania i półtora tysiąca miesięcznej renty. Schorowany 23-latek przyjechał do słupskiego Sądu Okręgowego spod Piły. Z zawodu jest technologiem żywienia, ale nikt nie chce go zatrudnić. Powód: ciężka choroba, której nabawił się w wojsku. - Do służby zasadniczej po pobieżnych badaniach trafiłem z kategorią A - opowiada Loewe-Kiedrowski. - Najpierw do Poznania. Poligon, zaprawy, biegi z pełnym ekwipunkiem. W jednostce w Słupsku w październiku 2005 r. zostałem kucharzem. Praca w kuchni była wyczerpująca. Wstawaliśmy o czwartej rano, harowaliśmy do nocy.

Kucharz coraz częściej mdlał. Najpierw stwierdzono u niego grypę, później zapalenie zatok. W końcu trafił do szpitala z tętnem 24 uderzeń na minutę. Dopiero wtedy zrobiono mu EKG. W marcu 2006 przeszedł operację, wstawiono mu rozrusznik serca. - Lekarz powiedział, że można było tego uniknąć. Teraz mam kategorię D - dodaje Loewe-Kiedrowski.

Za pogorszenie stanu zdrowia żołnierz domaga się od jednostki 80 tys. zł odszkodowania i 1,5 tys. miesięcznej renty.

Wojsko nie poczuwa się do winy i chce oddalenia pozwu. - Nie ma żadnych dowodów na to, że w jednostce stała mu się jakaś krzywda - mówi Monika Piwkowska-Skuza, pełnomocnik pozwanej 7. Brygady.