Kwiecień 2025 »
PnWtŚrCzPtSoNd
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
282930 
  Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
W Biedronce zabili mi córkę
Rozmiar tekstu: A A A
21-letnia Aneta z Ustki umarła, bo harowała jak wół za psie pieniądze. W opinii biegłych lekarzy wszystkiemu winne są nieludzkie warunki pracy panujące w sieci sklepów Biedronka. Trzyletni Adrian mamę pozna jedynie z opowiadań i zdjęć. Gdy niespełna 21-letnia Aneta Glińska umarła, chłopiec miał roczek. - Teraz po córce pozostały tylko wspomnienia i fotografie - załamuje ręce Grażyna Glińska, matka zmarłej dziewczyny. - Straciłam już dawno nadzieję, że uda mi się wywalczyć sprawiedliwość. Opinia lekarzy to dla mnie prawdziwe światełko w tunelu.

Po śmierci córki pani Grażyna próbowała walczyć z siecią supermaketów, ale radcy prawni szybko pozbawili ją złudzeń. - Tłumaczyli, że szary człowiek nie jest w stanie wygrać z takim molochem - opowiada. - Utrzymuję się jedynie z renty chorobowej, więc o wynajmowaniu adwokatów nie ma mowy. Zwykły człowiek jest bezsilny i wielkie koncerny doskonale o tym wiedzą. Wykorzystują to na każdym kroku. Ludzie są dla nich niczym numery w obozach pracy.

Z pomocą matce zmarłej dziewczyny przyszło Stowarzyszenie Pokrzywdzonych przez JMD Biedronka. - Dla mnie zadziwiający jest opór, z jakim organa ścigania bronią się przed nałożeniem kar na ten koncern - mówi Edward Gollent, prezes stowarzyszenia. - Przecież spraw wyzysku i łamania praw pracowników w sieci Biedronka jest bez liku. Z raportu, który otrzymaliśmy od biegłych lekarzy, wynika jasno, że śmierć Anety Glińskiej była ściśle związana z wysiłkiem fizycznym i ciężką pracą w Biedronce.

Aneta Glińska zmarła 13 sierpnia 2003 roku. W Biedronce w Ustce na trzy czwarte etatu pracowała zaledwie pół roku. - Wcześniej przez trzy lata odbywała tam praktyki uczniowskie - mówi matka zmarłej. - Była drobna. Ważyła niewiele ponad 40 kilogramów, a ciągała wózki z ważącym tonę towarem. Podczas podpisywania umowy musiała zgodzić się na rezygnację ze zwolnień lekarskich.

Dziewczyna była kasjerką, ale musiała zajmować się też rozładunkiem towaru z tirów. Sześciogodzinny czas pracy praktycznie bez przerwy był przekraczany, a za nadgodziny nikt jej nie płacił. - Córka zdawała sobie sprawę z tego, że z mojej renty się nie utrzymamy - mówi Grażyna Glińska. - Trzymała się tej pracy za wszelką cenę i bała się, że jak opuści jeden dzień, to ją zwolnią. Na tydzień przed śmiercią zaczęła mocno boleć ją głowa, ale tłumaczyła, że to migrena. Nieznośny ból nasilał się szczególnie w momencie rozładunku towaru. Zemdlała, kiedy przebierała się w szatni. Po diagnozie w słupskim szpitalu, w ciężkim stanie odwieziono ją do kliniki w Gdańsku. Dwie operacje nic nie pomogły, zmarła następnego dnia. Przyczyną był tętniak mózgu.

Po orzeczeniach lekarskich Stowarzyszenie Poszkodowanych zarzuca Jeronimo Martins - właścicielowi sieci Biedronka - spowodowanie śmierci 21-letniej pracownicy sklepu w Ustce. - Wysłaliśmy już do prokuratury w Słupsku zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa - zapewnia Gollent. - Przypadków naruszania praw pracowniczych jest wiele. Na tym dramatycznym przykładzie widać, że dziewczyna umarła w wyniku rażącego naruszenia przepisów BHP tolerowanego przez firmę.

- Rozpoczynając pracę w naszej firmie pani Aneta Glińska dostarczyła nam ważne zaświadczenie lekarskie, wydane przez Poradnię Medycyny Pracy w Ustce, o pełnej zdolności do pracy - mówi Anna Mazurek, rzecznik prasowy Jeronimo Martins Dystrybucja. - Żadne dodatkowe informacje o poważnym stanie zdrowia pani Glińskiej nie były nam przekazywane. Podczas pracy w sklepie często zwalniała się na wizyty u lekarza, ale nie przedstawiała zwolnień lekarskich lub informacji o zmianie swojego stanu zdrowia. Jej śmierć była dla nas szokiem. Skontaktowaliśmy się z rodziną zmarłej. Zaoferowaliśmy naszą pomoc i przekazaliśmy zapomogę od firmy.

O tym, jak firma Jeronimo Martins, właściciel sieci Biedronka, traktuje swoich pracowników zrobiło się głośno w ubiegłym roku. Wtedy jej była pracownica – Bożena Łopacka – wygrała przed sądem w Elblągu proces o niezapłacone nadgodziny. Kobieta domagała się 35 tys. zł za 2600 nadgodzin (Jeronimo Martins zaskarżyło ten wyrok do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który zwrócił sprawę do ponownego rozpatrzenia). Po wygranej przez Łopacką sprawie w całym kraju ruszyła lawina pozwów przeciwko Biedronce. W sądach toczy się ok. 30 spraw o nadgodziny z powództwa byłych pracowników. Co najmniej drugie tyle pozwów czeka do czasu ostatecznego rozstrzygnięcia sprawy Bożeny Łopackiej. Jeden z nich złożyła Katarzyna Wiktorzak, była pracownica sklepu w Morągu. Domaga się ona 30 tys. zł za ponad 3000 nadgodzin i 100 tys. zł za utraconą ciążę (ciągnęła paletowe wózki, które ważyły od 500 kg do tony). (Marcin Klinkosz)
 
 

Informacje na temat artykułu:
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2005-04-22
wyświetleń:1707

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 6 Gości