|
- Aktualności » Wiadomości dnia • Z ostatniej chwili • Kronika policyjna • Pogoda • Program TV
- Kultura » Imprezy • Wystawy • Kino: Milenium · Rejs • Filharmonia • Teatr: Nowy · Rondo · Lalki Tęcza
- Informator » Baza firm i instytucji • Książka telefoniczna • Apteki • Bankomaty • Urzędy
- Słupsk » Plan miasta • Rozkład jazdy: MZK · PKS • Galeria • Historia • O Słupsku • Kamera • Hot Spot
- Pod ręką » Menu Online • Auto Moto • Nieruchomości • Praca • Ogłoszenia






Pb 95 zł |
ON zł |
Lpg zł |

USD zł |
EUR zł |
CHF zł |

Kategoria: Aktualności
Szukamy morderców
Rozmiar tekstu: A A A
Janusz P., właściciel firmy obuwniczej (sprzedał ją w lipcu 2004 roku) i jednego z usteckich pensjonatów zaginął 13 września ubiegłego roku. Po raz ostatni widziano go o godz. 19.30 w okolicach zaułka kapitańskiego. Prawdopodobnie jadł tam kolację w jednej z nadmorskich smażalni. Dwa dni później rodzina na własną rękę rozpoczyna poszukiwania. Komunikaty o jego zaginięciu pojawiają się na miejskich słupach i w lokalnej prasie. Niestety, bez efektu. 7 października około godz. 16, w okolicach zachodniego molo przypadkowy mężczyzna dostrzega dryfujące w wodzie zwłoki. Ciało wyławiają strażacy. Janusz P. ma na głowie bordowy worek foliowy przewiązany długim, bo aż półtorametrowym, zielonym sznurowadłem. Przez pasek spodni mordercy przełożyli siedmiometrowy łańcuch pastwiskowy (używany do pętania krów), do którego przymocowali obuchy dwóch sześciokilogramowych młotków i własnej roboty klucz do odkręcania kół samochodowych. Łańcuch zapięty był na kłódkę, w której znajdował się niewielki kluczyk. Obok dryfujących w wodzie zwłok policjanci znaleźli ogromny, zielony worek polipropylenowy o wymiarach 1,75 na 1,15 metra (z tego materiału produkowane są kraciaste torby, w których handlowcy z miejskich targowisk przechowują odzież na sprzedaż) i biały sznur bawełniany. - W takim worku śmiało mogłoby się zmieścić trzech mężczyzn średniej budowy ciała - mówi prowadzący śledztwo komisarz Janusz Skosolas z KWP w Gdańsku. - Należy zatem przypuszczać, że ciało przed wrzuceniem do morza zostało włożone do worka przewiązanego białym sznurkiem.
Co ciekawe, podobnych worków używa się do przechowywania skór baranich służących do wyściełania butów (przypominamy, że Janusz P. związany był z branżą obuwniczą).
Sekcja zwłok wykazała, że biznesmen był przed śmiercią bity, na co wskazują liczne obrażenia na całym ciele. Janusz P. otrzymał dziewięć ciosów w tył głowy, w tym jeden bardzo silny, który pogruchotał kości czaszki.
Prawdopodobnie było tu uderzenie śmiertelne. - Biznesmen mógł być bity młotkiem albo obuchem od siekiery - informuje kom. Skosolas.
- Czy ofiara żyła, zanim wrzucono ją do morza? - pytamy komisarza.
- Jeśli tak, to była w stanie agonalnym - odpowiada oficer śledczy.
Na tym trop się urywa. Wiadomo, że Janusz P. miał potężne długi, sięgające 2,6 miliona złotych. Zalegał zarówno wierzycielom, od których kupował materiały do produkcji butów, jak i pracownikom firmy. - Wiele wskazuje więc na to, że mordercy chcieli wyegzekwować długi - nie kryje komisarz Skosolas.
- Naszym zdaniem nie była to robota zawodowców. A jeśli tak, to sfingowali amatorszczyznę.
Do tej pory przesłuchano już ponad 200 świadków, a akta sprawy liczą około 1200 stron. Policja nie ma na razie podejrzanych. - Sprawa jest trudna, ale nie beznadziejna - nie kryją policjanci. - Dlatego zwracamy się o pomoc do osób, które mogą się przyczynić do ujęcia morderców. Śledztwo może nam ułatwić każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. (Jacek Cegła)
Fot. Jan Maziejuk

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone.
Aktualnie On-Line: 6 Gości