Salmonella uderzyła już w pierwszym dniu lata. Siedem osób w słupskim szpitalu i około 10 leczonych w domu to ofiary pierwszego w tym roku zatrucia pokarmowego. Wszyscy jedli ciastka z kremem.
Pierwszy chory z objawami zatrucia - biegunką, bólami głowy i wymiotami - znalazł się w słupskim szpitalu w poniedziałek o godzinie 13.20. Do godziny 19. dowieziono następnych sześć osób. Chorzy są z Miastka, Jezierza, Kołczygłów. Najmłodsza ofiara zatrutego ciasta ma 13 lat, najstarsza - ponad sześćdziesiątkę.
- Kiedy tylko zjawił się drugi chory, poinformowałem lokalną stację sanepidu, że mamy zbiorowe zatrucie - mówi ordynator Jerzy Barłog z oddziału zakaźnego słupskiego szpitala. - W myśl nowych przepisów, jeśli mamy dwa przypadki zatrucia z tego samego źródła, mówimy o zatruciu zbiorowym. Podejrzewamy jakąś lokalną piekarnię, która zaopatruje sklepy w rejonie Miastka i Bytowa w ciastka - mówi lekarz. - Wszyscy chorzy mówią, że jedli kupione ciastka z kremem. Kupili je w różnych punktach, nie znają się, nie byli na wspólnym przyjęciu.
Nie wiadomo, dlaczego doszło do zatrucia: czy ciasto było przygotowywane przez osobę zakażoną, czy składniki źle przygotowywane, czy gotowy produkt źle przechowywany. To ustalą inspektorzy stacji sanitarno-epidemiologicznej w Miastku i Bytowie. Dojdą, kto zawinił i przeprowadzą odpowiednie badania.
Wczoraj pięciu pracowników sanepidu miasteckiego i bytowskiego do późnego wieczora pracowało w terenie. - Staramy się dotrzeć do wszystkich osób, które miały kontakt z chorymi oraz jadły te same ciastka - mówi Anna Krefft, kierownik sekcji epidemiologii bytowskiego sanepidu. - Rozmawiamy z rodzinami chorych, pobieramy kał do badania, sprawdzamy punkty, w których ciastka były kupione. Postaramy się dojść do producenta zakażonych ciastek. Będziemy pracować cały dzień, chcemy ustalić wszystkie ogniska chorobowe. Według danych kierownik Krefft, siedem osób zakażonych jest leczonych ambulatoryjnie przez lekarza pierwszego kontaktu. Są to pacjenci z gmin Borzytuchom i Trzebielino.
Na razie inspektorzy jeszcze nie ustalili truciciela, ale grożą mu poważne sankcje: mandat karny (o nieustalonej jeszcze wysokości) i decyzja o wstrzymaniu produkcji. W czasie przerwy produkcyjnej firma będzie musiała przeprowadzić dezynfekcję, dezynsekcję i deratyzację. Następnie będzie mogła uruchomić próbną produkcję, a całą partia wyrobów zostanie przekazana do badania. Jeśli próby wyjdą pomyślnie, zakład znów będzie mógł uruchomić działalność. Oprócz mandatu i kosztów odkażania, właściciel firmy poniesie straty z powodu przerwanej produkcji. I to w sezonie, kiedy miejscowi i przyjezdni chętniej kupują słodycze.
Stan chorych przebywających w szpitalu jest średni. - Są osłabieni, mają wymioty, biegunkę, wysoką temperaturę - wylicza ordynator Barłog. Posiewy na obecność bakterii są robione w laboratorium w Słupsku, wyniki będą za dwa dni. Wówczas będzie wiadomo, która bakteria jest odpowiedzialna za zatrucie. Doktor Barłog podejrzewa salmonellę. - Świadczy o tym czas wylęgania choroby oraz objawy - mówi lekarz. (Małgorzata Budnik-Żabicka)
Fot. Sławomir Żabicki