|
W zniszczonym wojną Iraku brakuje wszystkiego prócz ropy, pachnideł i paciorków. fot. Fotorzepa |
Irakijczycy ruszają z odbudową swojego zniszczonego wojną kraju. W regionie słupskim szukają chętnych do współpracy. W zniszczonym wojną kraju brakuje dosłownie wszystkiego. - Życie powoli powraca tam do normy. Ludzie chcę tam normalnie żyć - mówi słupski biznesmen Jerzy Staniuk, prezes "Zasty" produkującej zbiorniki i cysterny dla irackiej armii. Niedawno wrócił on z Bliskiego Wschodu. Dziś kilkudziesięciu biznesmenów z regionu słupskiego będzie miało okazję nawiązać kontakt i poznać oczekiwania oraz potrzeby Irakijczyków. Powiedzą o nich Aladin Hussajn, doradca irackiego premiera ds. odbudowy i rozwoju, i Stanisław Popiołek, prezes polsko-arabskiego klubu współpracy gospodarczej "POLARAB" w Warszawie. - Zaprosiliśmy ich do Słupska, gdyż wiemy, że inne kraje, między innymi Niemcy, Francja, Anglia organizują już na północy Iraku swoje struktury handlowe - mówi Zdzisław Walo, dyrektor Słupskiej Izby Przemysłowo-Handlowej. - Irakijczyków interesuje wszystko. Szukają możliwości kształcenia w Polsce swoich studentów, widzą możliwość korzystania z naszej bazy sanatoryjnej i wypoczynkowej, chcą kupować kurczaki, wędliny, ziemniaki, meble. Szukają firm budujących drogi, linie energetyczne, produkujących samochody - wylicza Z. Walo. - Wiem, że dostali na odbudowę duże pieniądze z Banku Światowego. Mają je też ze sprzedaży ropy.
Czy w naszym regionie znajdą chętnych do współpracy? - Wysyłam na spotkanie swoich przedstawicieli - deklaruje J. Staniuk, którego firma sprzedaje do Iraku cysterny już od ćwierć wieku! Łącznie około 4 tysięcy sztuk, a w tym w ostatnich dwóch latach ponad 300. Leszek Grzywaczewski, właściciel słupskiej masarni, nie robi sobie zbyt wielkich nadziei. - Tam nie jedzą wieprzowiny, a nasza produkcja na niej się opiera. Baraniny i jagnięciny jest bardzo mało i jest bardzo droga - mówi. - Ale chcę usłyszeć, czego oczekują. Mój zakład spełnia wszystkie normy, mogę eksportować wędliny na cały świat - oznajmia. Na spotkaniu pojawi się też Józef Koszycki, właściciel “Kostola”, producenta mebli kuchennych. - Chcemy poznać potrzeby Irakijczyków. Zobaczymy, co możemy zaoferować - mówi. - Jesteśmy otwarci na propozycje kształcenia arabskich studentów, szczególnie gdyby były to umowy rządowe - deklarują zgodnie Jolanta Nitkowska-Węglarz, rzecznik Akademii Pomorskiej i Władysław Pędziwiatr, kanclerz Wyższej Hanzeatyckiej Szkoły Zarządzania w Słupsku. Dla odmiany Marcin Gruszka, młody pracownik jednego z podsłupskich zakładów mechanicznych twierdzi, że za nic nie pojechałby pracować do Iraku. - Gdybym planował wyjazd, to do Anglii - oznajmia.