|
- Aktualności » Wiadomości dnia • Z ostatniej chwili • Kronika policyjna • Pogoda • Program TV
- Kultura » Imprezy • Wystawy • Kino: Milenium · Rejs • Filharmonia • Teatr: Nowy · Rondo · Lalki Tęcza
- Informator » Baza firm i instytucji • Książka telefoniczna • Apteki • Bankomaty • Urzędy
- Słupsk » Plan miasta • Rozkład jazdy: MZK · PKS • Galeria • Historia • O Słupsku • Kamera • Hot Spot
- Pod ręką » Menu Online • Auto Moto • Nieruchomości • Praca • Ogłoszenia
Pb 95 zł |
ON zł |
Lpg zł |
USD zł |
EUR zł |
CHF zł |
Kategoria: Aktualności
Groźni zabójcy na wolności
Rozmiar tekstu: A A A
Andrzej Rejmer |
Decyzją sądu Rejmer został osadzony na oddziale zamkniętym szpitala psychiatrycznego w Kocborowie. Uciekł stamtąd trzy tygodnie temu z innym chorym zabójcą - Walerianem Jankowskim. Policja bezskutecznie ich poszukuje. Historia ucieczki Rejmera i Jankowskiego jest zadziwiająca. Obaj wyszli w grupie z terapeutą za mury zakładu na zakupy. W sklepie rzucili się na opiekuna. Zagrozili, że go zabiją i uciekli. - Nie ma po nich śladu - przyznaje komisarz Jarosław Sykutera z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Szukamy ich, sprawdzamy wszystkie sygnały.
To nie pierwsza ucieczka słupszczanina. Zniknął także w czerwcu, ale złapano go pod dwóch dniach. - Zatrzymaliśmy go jak wysiadał z autobusu Słupsk - Ustka - mówi komisarz Jacek Bujarski, rzecznik prasowy słupskiej policji. - Teraz także go szukamy.
Czy Rejmer może być groźny? - Tak, i jego współuciekinier także - mówi Arkadiusz Misiewicz, lekarz psychiatra ze szpitala w Jarosławiu na Podkarpaciu. Od trzech tygodnia obaj nie biorą leków. Nie wiadomo dokładnie co się z nimi dzieje po zaniechaniu terapii. Gdy poczują się zagrożeni, prześladowani przez kogoś, mogą być groźni.
Mieszkańcy bloku, w którym rozegrał się dramat sprzed czterech lat, boją się. O ucieczce słyszeli, bo odbiła się sporym echem. - A jeśli tu wróci i wpadnie w szał? - zastanawia się starsza mieszkanka bloku przy Władysława IV. Na szczęście na razie nikt go nie widział. Znajomi Rejmera twierdzą, że przed chorobą był bardzo spokojny. - To był świetny chłop - mówi jeden z sąsiadów.
- Znaliśmy się dobrze. Jednak wyjechał do Warszawy i zmienił się strasznie. Tam stracił przytomność. Trafił do szpitala, w końcu odszedł z policji. Zdrowia nie odzyskał. Twierdził, że słyszy głosy, widzi światło, a jakaś siła każe mu coś złego robić, ale on z tym walczy.
Lekarze ze szpitala w Starogardzie Gdańskim twierdzą, że wyprowadzając chorych zabójców poza mury szpitala nie popełnili błędu. Podkreślają, że do momentu ucieczki chorzy nie stwarzali zagrożenia.
- Spacery i wyjścia do miasta są częścią terapii przystosowania się do życia - mówi Michał Rudnik, dyrektor Szpitala dla Psychicznie i Nerwowo Chorych w Starogardzie Gdańskim. - Takie spacery nie są czymś nadzwyczajnym, stosuje je wiele szpitali w kraju.
- Jestem zdziwiony - mówi dr Misiewicz. - Każdy chory skierowany przez sąd nie może wyjść poza mury oddziału, na którym przebywa - twierdzi psychiatra. - Są to ludzie chorzy, ale niebezpieczni. Nie ma mowy, żeby poszli na zakupy do miasta. U nas nie mogą wyjść nawet do parku szpitalnego.
Informacje na temat artykułu:
autor: | Tomasz Częścik |
Źródło: | Głos Pomorza |
data dodania: | 2006-12-02 |
wyświetleń: | 5022 |
O serwisie ::
Reklama ::
Polityka Prywatności ::
Kontakt
Copyright 2003-2024 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone.
Aktualnie On-Line: 9 Gości