Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
To cud, że Michałek przeżył
Rozmiar tekstu: A A A
Zziębniety Michał został przewieziony do słupskiego szpitala.
Sławomir Żabicki
Boże, jakie to szczęście, że żyje - mówiły kobiety z Wrzącej, gdy wczoraj do wsi wjechała karetka z cudownie ocalonym Michałem Lipką. To był najgorszy dzień w życiu rodziny Lipków z Komorczyna. Jeszcze o godz. 13 w poniedziałek siedmioletni Michał bawił się obok rodzinnego domu. Jeździł na rowerze i szukał swojego pieska. Potem nagle gdzieś się zapodział. Gdy zaczęło szarzeć, Wanda Lipka, jego mama postawiła na nogi całą rodzinę. Oszukali całą wieś, a Michała nadal nigdzie nie było. - Musimy powiadomić policję - zapadła decyzja po nerwowej naradzie rodzinnej.

Godziny wlokły się w nieskończoność, zanim policja zorganizowała poszukiwania. W tym czasie do Komorczyna przyjechała już znaczna część rodziny Wandy i Dariusza Lipków, rodziców Michała. Były chwile załamania, płaczu i najgorszych myśli, ale pojawiała się też nadzieja, gdy do rodziców dotarła wiadomość, że chłopiec był widziany w oddalonej o kilkanaście kilometrów wsi Wrząca. - Byliśmy tam. Szukaliśmy Michała, ale nigdzie go nie było - opowiada Urszula Kozieł, ciotka chłopca.

Potem zaczęło padać i wiał silny wiatr. W końcu policja zawiesiła poszukiwania. Wanda Lipka jednak nie zasnęła nawet na chwilę. Czwórka jej starszych dzieci też nie mogła się pogodzić z tym, że chłopca nie ma w domu. Gdy tylko zaświtało, poszukiwania ruszyły pełną parą. Wówczas o zaginięciu Michała mówiły już wszystkie stacje radiowe w kraju, a TVN 24 przeprowadzał bezpośrednie relacje z Wrzącej, gdzie w tym czasie mieścił się sztab poszukiwaczy. Dopiero po godz. 10 nadeszła wiadomość, że słuchacze Szkoły Policji w Słupsku znaleźli Michała. Gdy karetka przywiozła do Wrzącej, wszyscy chcieli go zobaczyć - dziennikarze, fotoreporterzy, kamerzyści, a także sąsiedzi i znajomi. Tylko ojciec chłopca stał przy drzwiach karetki. Nic nie mówił, a łzy spływały mu po policzkach. Gdy odjechał z synem do szpitala, rodzina dowiedziała się, że kundelek Miki, którego chłopiec bezskutecznie szukał, nie przeżył ucieczki z domu.

- Jak my mu to teraz powiemy? - zastanawiały się jego kuzynki. Radość z odnalezienia Michała była jednak silniejsza. Wśród sąsiadów można było natomiast usłyszeć, że to cud, że w nocy nie było mrozu.
 
 

Informacje na temat artykułu:
autor:Zbigniew Marecki
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2006-12-12
wyświetleń:2875

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 19 Gości