Kwiecień 2025 »
PnWtŚrCzPtSoNd
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
282930 
  Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Drenowanie kieszeni pacjentów
Rozmiar tekstu: A A A
Ponad trzy miesiące trzeba czekać na wizytę u specjalisty. Najdłuższe kolejki są do kardiologów, laryngologów i dermatologów. Zdeterminowani pacjenci sięgają do kieszeni i płacą za prywatne wizyty. Lekarze obarczają winą Narodowy Fundusz Zdrowia, a ten zrzuca odpowiedzialność na przychodnie. - Poszłam do laryngologa z ostrym zapaleniem krtani i nie zostałam przyjęta - mówi Joanna Henke - Lublewska ze Słupska. - Miałam skierowanie od lekarza rodzinnego. Jednak laryngolog kazał mi przyjść za dwa tygodnie. Przecież po dwóch tygodniach mogłabym już mieć ogromne problemy. Jestem nauczycielem, niewyleczone gardło uniemożliwia mi wykonywanie pracy.

Kobieta w końcu udała się do prywatnego gabinetu. - Nie wiem już, co się dzieje - komentuje. - Po co my płacimy te składki skoro i tak nie możemy się dostać do lekarza. Wszystko tłumaczy się limitami. Przecież to absurd. Nie można zaplanować, ile ludzi w danym miesiącu zachoruje.

Okazuję się, że na wizytę u laryngologa czekać trzeba dwa miesiące. Lekarze załamują ręce i zrzucają odpowiedzialność na Narodowy Fundusz Zdrowia. - Możemy przyjąć około 13 pacjentów dziennie - tłumaczy laryngolog z poradni przy ul. Jana Pawła II w Słupsku. - Kiedyś przyjmowaliśmy pacjentów przez osiem godzin dziennie, teraz tylko przez cztery, pięć. Limity bardzo się zmniejszyły w porównaniu do drugiego półrocza zeszłego roku. Za przyjętych ponad limit pacjentów nikt nie chce nam zapłacić. Pisma do NFZ nie przynoszą żadnych skutków. W pilnych przypadkach staramy się przyjmować chorych, a zwłaszcza dzieci, ale nic więcej nie możemy zrobić. Pacjenci mają do nas pretensje, ale to nie nasza wina.

Pacjenci załamują ręce. - W tej całej rozgrywce zapomina się o nas - denerwuje się Stanisław ze Słupska. - Mam 600 złotych renty i nie stać mnie na opłacanie prywatnych wizyt. Całe życie płaciłem składki na ubezpieczenie zdrowotne, a teraz nie mogę nawet liczyć na pomoc lekarską. Ciągle tylko słyszę o jakichś limitach. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w poradniach kardiologicznych. Tam na przyjęcie trzeba czekać nawet trzy miesiące. - A może być jeszcze gorzej - ostrzega Zbigniew Kiedrowicz, kardiolog. - Takie mamy limity. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Kolejki jeszcze bardziej się wydłużą, przecież to dopiero początek roku.

Podobnie jest z kolejkami do dermatologa. - Na wizytę zapisujemy dopiero pod koniec maja - mówi Kazimierz Czyż, dyrektor Powiatowego Obwodu Lecznictwa. - Możemy jedynie uspokoić, że w przypadku ostrych zapaleń skórnych nie odeślemy pacjentów do domu. Ale limity przekraczamy we wszystkich poradniach naszej przychodni. Napisaliśmy pismo do NFZ o zwrot pieniędzy za przyjętych ponadlimitowo pacjentów. Czekamy na odpowiedź. Tymczasem urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia wcale nie czują się winni i odbijają piłeczkę. Odpowiedzialność zrzucają na przychodnie, które - według NFZ - przyjmują mniej pacjentów niż wynika to z ich kontraktów. - Pacjenci skarżą się na dostępność do lekarza, a część przychodni nawet nie wykorzystuje przyznanych im limitów - twierdzi Henryk Wojciechowski, dyrektor pomorskiego oddziału NFZ. - Często mamy do czynienia ze zjawiskiem sztucznego utrudniania dostępu i tworzenia atmosfery braku finansowania. Po zakończeniu pierwszego kwartału zweryfikujemy umowy. Poradniom, które nie wykonały określonej w umowie liczby świadczeń, zabierzemy pieniądze, a przekażemy je tym, które przyjmują więcej pacjentów. (Elżbieta Lange)
 
 

Informacje na temat artykułu:
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2005-03-29
wyświetleń:1603

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 7 Gości