|
- Aktualności » Wiadomości dnia • Z ostatniej chwili • Kronika policyjna • Pogoda • Program TV
- Kultura » Imprezy • Wystawy • Kino: Milenium · Rejs • Filharmonia • Teatr: Nowy · Rondo · Lalki Tęcza
- Informator » Baza firm i instytucji • Książka telefoniczna • Apteki • Bankomaty • Urzędy
- Słupsk » Plan miasta • Rozkład jazdy: MZK · PKS • Galeria • Historia • O Słupsku • Kamera • Hot Spot
- Pod ręką » Menu Online • Auto Moto • Nieruchomości • Praca • Ogłoszenia






Pb 95 zł |
ON zł |
Lpg zł |

USD zł |
EUR zł |
CHF zł |

Kategoria: Aktualności
Drenowanie kieszeni pacjentów
Rozmiar tekstu: A A A
Kobieta w końcu udała się do prywatnego gabinetu. - Nie wiem już, co się dzieje - komentuje. - Po co my płacimy te składki skoro i tak nie możemy się dostać do lekarza. Wszystko tłumaczy się limitami. Przecież to absurd. Nie można zaplanować, ile ludzi w danym miesiącu zachoruje.
Okazuję się, że na wizytę u laryngologa czekać trzeba dwa miesiące. Lekarze załamują ręce i zrzucają odpowiedzialność na Narodowy Fundusz Zdrowia. - Możemy przyjąć około 13 pacjentów dziennie - tłumaczy laryngolog z poradni przy ul. Jana Pawła II w Słupsku. - Kiedyś przyjmowaliśmy pacjentów przez osiem godzin dziennie, teraz tylko przez cztery, pięć. Limity bardzo się zmniejszyły w porównaniu do drugiego półrocza zeszłego roku. Za przyjętych ponad limit pacjentów nikt nie chce nam zapłacić. Pisma do NFZ nie przynoszą żadnych skutków. W pilnych przypadkach staramy się przyjmować chorych, a zwłaszcza dzieci, ale nic więcej nie możemy zrobić. Pacjenci mają do nas pretensje, ale to nie nasza wina.
Pacjenci załamują ręce. - W tej całej rozgrywce zapomina się o nas - denerwuje się Stanisław ze Słupska. - Mam 600 złotych renty i nie stać mnie na opłacanie prywatnych wizyt. Całe życie płaciłem składki na ubezpieczenie zdrowotne, a teraz nie mogę nawet liczyć na pomoc lekarską. Ciągle tylko słyszę o jakichś limitach. Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w poradniach kardiologicznych. Tam na przyjęcie trzeba czekać nawet trzy miesiące. - A może być jeszcze gorzej - ostrzega Zbigniew Kiedrowicz, kardiolog. - Takie mamy limity. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Kolejki jeszcze bardziej się wydłużą, przecież to dopiero początek roku.
Podobnie jest z kolejkami do dermatologa. - Na wizytę zapisujemy dopiero pod koniec maja - mówi Kazimierz Czyż, dyrektor Powiatowego Obwodu Lecznictwa. - Możemy jedynie uspokoić, że w przypadku ostrych zapaleń skórnych nie odeślemy pacjentów do domu. Ale limity przekraczamy we wszystkich poradniach naszej przychodni. Napisaliśmy pismo do NFZ o zwrot pieniędzy za przyjętych ponadlimitowo pacjentów. Czekamy na odpowiedź. Tymczasem urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia wcale nie czują się winni i odbijają piłeczkę. Odpowiedzialność zrzucają na przychodnie, które - według NFZ - przyjmują mniej pacjentów niż wynika to z ich kontraktów. - Pacjenci skarżą się na dostępność do lekarza, a część przychodni nawet nie wykorzystuje przyznanych im limitów - twierdzi Henryk Wojciechowski, dyrektor pomorskiego oddziału NFZ. - Często mamy do czynienia ze zjawiskiem sztucznego utrudniania dostępu i tworzenia atmosfery braku finansowania. Po zakończeniu pierwszego kwartału zweryfikujemy umowy. Poradniom, które nie wykonały określonej w umowie liczby świadczeń, zabierzemy pieniądze, a przekażemy je tym, które przyjmują więcej pacjentów. (Elżbieta Lange)

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone.
Aktualnie On-Line: 7 Gości