Kategoria: Aktualności

Skarżą się na hałas syren pogotowia

Rozmiar tekstu: A A A

Mieszkańcy budynków nr 4 i 6 przy ulicy Paderewskiego w Słupsku mają dość. Wyjące całą dobę karetki zakłócają im spokój. Wyjeżdżają na sygnale już z placu manewrowego stacji (pod nr 5). Chcieli, by sanitarki włączały sygnał sto metrów dalej. Jednak nic z tego. Kierownik pogotowia poradził, by mieszkańcy kupili sobie... stoppery. -Najgorzej jest późnym wieczorem i w nocy, od tego wycia można kota dostać - tłumaczy Maria Berbeka, z budynku nr 6 przy ul. Paderewskiego. Pani Maria mieszka na parterze, a jej pokoje dosłownie sąsiadują z wyjazdem pogotowia. - To tylko trzy metry, a kierowcy włączają alarm jeszcze na placu pogotowia. W nocy zawału można dostać -twierdzi Berbeka. Ma 85 lat. Podobnego zdania jest Jerzy Kamiński, mieszkaniec bloku nr 4. Dziwi się, że pogotowie przeniesiono z ulicy Obrońców Wybrzeża do centrum.

- W Koszalinie szpital i stacja jest na obrzeżu miasta, by nie zakłócać spokoju - podkreśla. Mieszkańcy interweniowali w stacji pogotowia ratunkowego kilkakrotnie. I zawsze - jak twierdzą - byli zbywani.

- Niech sobie ci państwo kupią stoppery. Nie nadużywamy sygnału - twierdzi Włodzimierz Rutkowski, kierownik działu usług medycznych w słupskiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. - Niedawno kierowca wyłączył sygnał i doszło do wypadku. Według Rutkowskiego szczególnie w nocy jeżdżą bardzo szybko piraci drogowi i to często pod wpływem alkoholu. Dlatego karetki muszą być z daleka słyszalne.

Mariusz Żukowski, dyrektor stacji podkreśla, że takie są przepisy ruchu drogowego i pracownicy pogotowia muszą je przestrzegać. (Mirosław Kościeński)