|
- Aktualności » Wiadomości dnia • Z ostatniej chwili • Kronika policyjna • Pogoda • Program TV
- Kultura » Imprezy • Wystawy • Kino: Milenium · Rejs • Filharmonia • Teatr: Nowy · Rondo · Lalki Tęcza
- Informator » Baza firm i instytucji • Książka telefoniczna • Apteki • Bankomaty • Urzędy
- Słupsk » Plan miasta • Rozkład jazdy: MZK · PKS • Galeria • Historia • O Słupsku • Kamera • Hot Spot
- Pod ręką » Menu Online • Auto Moto • Nieruchomości • Praca • Ogłoszenia






Pb 95 zł |
ON zł |
Lpg zł |

USD zł |
EUR zł |
CHF zł |

Kategoria: Aktualności
Zarabiali na śmierci pacjentów
Rozmiar tekstu: A A A
Pracownicy słupskiego szpitala sprzedawali informacje o zgonach pacjentów. Prokuratura umorzyła jednak śledztwo, bo nie udało jej się znaleźć winnych. Prokuratorzy i policjanci ustalili, że przynajmniej sześć razy informacje o zgonach pacjentów wyciekły ze szpitala do jednego z miejscowych zakładów pogrzebowych. Za każdym razem jego pracownicy byli w domach rodzin zmarłych szybciej niż oficjalna informacja o zgonie.
Prowadzący śledztwo przesłuchali kilkadziesiąt osób, pracowników szpitala i pogotowia.
– Rozmawialiśmy ze wszystkimi osobami, które mogły posiadać informacje o zgonach pacjentów – mówi podinspektor Roman Dobak, szef sekcji do walki z przestępczością gospodarczą słupskiej policji. – Przez ponad pół roku przesłuchiwaliśmy lekarzy, pielęgniarki, sanitariuszy, pracowników izby przyjęć oraz szpitalnej statystki. Pewne jest, że informacje szły do konkretnego zakładu pogrzebowego, którego pracowników także przesłuchaliśmy.
Funkcjonariusze sprawdzali, czy pracownicy szpitala nie przekroczyli swoich uprawnień oraz czy prowadzili nielegalny obrót danymi osobowymi.
– W pierwszym przypadku nie było żadnych dowodów świadczących o winie pracowników szpitala – mówi prokurator Robert Firlej z Prokuratury Rejonowej w Słupsku. – W drugim przypadku także nie udało się nam ustalić winnych.
Zdaniem policjantów informacje ze szpitala mogły wyciekać z różnych źródeł i od kilku osób pełniących dyżury w różnym czasie. Podczas śledztwa sprawdzano bilingi, które potwierdziły kontakty z zakładem pogrzebowym, ale nie wskazały osób za to odpowiedzialnych.
Doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników złożył dyrektor szpitala po tym, jak przyszli do niego na skargę bliscy zmarłych pacjentów.
– Gdy tylko dotarła do mnie skarga zawiadomiłem prokuraturę – mówi Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala. – Osobiście uważam, że pracownicy szpitala nie dopuścili się czegoś takiego. Myślę, że informacje wyciekały na linii transportu, ale nie potwierdziło tego śledztwo. Od tamtej pory nie dotarły do mnie żadne sygnały o sprzedawaniu informacji o zgonach. (Tomasz Częścik)
Prowadzący śledztwo przesłuchali kilkadziesiąt osób, pracowników szpitala i pogotowia.
– Rozmawialiśmy ze wszystkimi osobami, które mogły posiadać informacje o zgonach pacjentów – mówi podinspektor Roman Dobak, szef sekcji do walki z przestępczością gospodarczą słupskiej policji. – Przez ponad pół roku przesłuchiwaliśmy lekarzy, pielęgniarki, sanitariuszy, pracowników izby przyjęć oraz szpitalnej statystki. Pewne jest, że informacje szły do konkretnego zakładu pogrzebowego, którego pracowników także przesłuchaliśmy.
Funkcjonariusze sprawdzali, czy pracownicy szpitala nie przekroczyli swoich uprawnień oraz czy prowadzili nielegalny obrót danymi osobowymi.
– W pierwszym przypadku nie było żadnych dowodów świadczących o winie pracowników szpitala – mówi prokurator Robert Firlej z Prokuratury Rejonowej w Słupsku. – W drugim przypadku także nie udało się nam ustalić winnych.
Zdaniem policjantów informacje ze szpitala mogły wyciekać z różnych źródeł i od kilku osób pełniących dyżury w różnym czasie. Podczas śledztwa sprawdzano bilingi, które potwierdziły kontakty z zakładem pogrzebowym, ale nie wskazały osób za to odpowiedzialnych.
Doniesienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa przez pracowników złożył dyrektor szpitala po tym, jak przyszli do niego na skargę bliscy zmarłych pacjentów.
– Gdy tylko dotarła do mnie skarga zawiadomiłem prokuraturę – mówi Ryszard Stus, dyrektor słupskiego szpitala. – Osobiście uważam, że pracownicy szpitala nie dopuścili się czegoś takiego. Myślę, że informacje wyciekały na linii transportu, ale nie potwierdziło tego śledztwo. Od tamtej pory nie dotarły do mnie żadne sygnały o sprzedawaniu informacji o zgonach. (Tomasz Częścik)

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone.
Aktualnie On-Line: 1 Gości