Kwiecień 2025 »
PnWtŚrCzPtSoNd
 123456
78910111213
14151617181920
21222324252627
282930 
  Pb 95
  ON
  Lpg
 
  USD
  EUR
  CHF
 
Google
Baza firm
Wiadomości
Ogłoszenia
Nieruchomości
Motoryzacja
Menu Online
   
Kategoria: Aktualności
Wpadka porywaczy
Rozmiar tekstu: A A A
Grupę porywaczy, która wymusiła 40 tysięcy złotych okupu, rozbiła słupska policja. Czterech mężczyzn, według dokładnie zaplanowanego scenariusza, uprowadziło małżeństwo biznesmenów spod Słupska. Policja rozpracowywała gang prawie sześć miesięcy. We wrześniu ubiegłego roku trzech przestępców czekało przed bramą zakładu na jego właściciela. Gdy przyjechał, powiedzieli mu, że porwali jego 18-letniego syna. Zagrozili, że zabiją chłopaka, jeśli biznesmen z nimi nie pojedzie. Mężczyzna przystał na żądania bandytów. Porywacze wsadzili go na tylne siedzenie samochodu i wywieźli do lasu. Tam wrzucili go do wcześniej wykopanego dołu. Jeden z przestępców został z nim, a dwóch pojechało po żonę przedsiębiorcy. - Byli bardzo wiarygodni, małżeństwo od razu uwierzyło, że porwali ich syna - mówi komisarz Andrzej Szaniawski, szef sekcji kryminalnej słupskiej policji. - Czwarty przestępca śledził ruchy dziecka biznesmenów, dzięki czemu pozostali mogli opowiadać jego rodzicom jak wygląda i co robił do momentu rzekomego porwania.

Przestępcy zabrali żonie przedsiębiorcy 16 tysięcy złotych, samochód, laptopa, telefony komórkowe oraz dokumenty. Zmusili ją do wypłacenia z banku 23 tysięcy złotych. Małżeństwo kilka godzin przetrzymywali w lesie. Wypuścili dopiero po wpłaceniu okupu. Zagrozili, że jeżeli powiadomią policję, to wrócą i ich zabiją. Gdy małżeństwo wróciło do domu, okazało się, że ich syn nie został porwany, jest cały i zdrowy. - O porwaniu dowiedzieliśmy się pokątnie w wyniku swojej pracy operacyjnej - mówi enigmatycznie Szaniawski. - Sam namawiałem poszkodowanych, żeby złożyli oficjalne zawiadomienie. Udało się i dzięki temu mogliśmy zająć się rozpracowywaniem szajki.

Porywacze wpadli, bo ich herszt, następnego dnia po porwaniu, zadzwonił do swoich ofiar i powiedział, że na cmentarzu schował ich dokumenty. - Sprawdziliśmy skąd dzwonił - opowiada policjant. - Okazało się, że była to budka telefoniczna tuż przy jednej z kamer w centrum miasta. Dzięki temu wiedzieliśmy, jak wygląda. Szybko ustaliliśmy, że to 29-letni Jarosław T., inżynier informatyk z podsłupskiej wsi.

Policjanci, nad rozbiciem całej szajki, pracowali pięć miesięcy. Cały czas mieli na oku Jarosława T. Sprawdzali wszystkie jego kontakty. Okazało się, że w porwaniu biznesmenów i wymuszeniu od nich okupu pomagał mu kolega ze wsi, 31-letni Krzysztof Sz., były pracownik poszkodowanych. Do pomocy zaangażował także 25-letniego Krzysztofa Z. z Opoczna, kolegę z jednostki komandosów oraz kierowcę, 50-letniego Mirosława M. z Łodzi. - Zatrzymanie wszystkich udało się dzięki zastosowaniu nowoczesnych technik kryminalistycznych oraz współpracy z policją z Łodzi i Opoczna - twierdzi szef sekcji kryminalnej słupskiej policji. - Praca była żmudna, ale się opłacała. Mamy ich wszystkich. Sprawdzimy teraz, czy nie mają na koncie więcej takich spraw.

Czwórka porywaczy została aresztowana na trzy miesiące. Postawiono im zarzuty wymuszenia haraczy, pozbawienia wolności oraz działania w zorganizowanej grupie przestępczej. Grozi im do 12 lat więzienia.

Wpadki porywaczy
- W czerwcu 2001 roku siedmiu mężczyzn porwało Wojciecha S., usteckiego biznesmena. Wozili go w samochodzie i żądali zapłaty za pracę na budowie, z którą porwany miał zwlekać. Wpadli po policyjnej obławie. Sąd skazał ich na kary więzienia w zawieszeniu.

- W 2002 siedem osób, w tym uczennica jeden ze słupskich szkół średnich, porwało Bartłomieja K., syna biznesmena z Kołczygłów. Porywacze, w zamian za jego uwolnienie chcieli 200 tysięcy złotych. Wpadli po zapłaceniu okupu. Sąd skazał ich na kary więzienia od dwóch i pół do pięciu lat.
 
 

Informacje na temat artykułu:
Źródło:Głos Pomorza
data dodania:2005-02-25
wyświetleń:1175

Copyright 2003-2025 by Studio Reklamy "Best Media". Wszelkie prawa zastrzeżone. Aktualnie On-Line: 5 Gości